Zdopingowany bardzo pozytywnym odbiorem "Świata na wyciągnięcie ręki", jak na razie pod roboczym tytułem "Afrykański rytm", bardzo powoli pracuję nad moją drugą książką. Przewidywany czas ukończenia prac i wydania wciąż niestety się przesuwa, niemniej nie zamierzam z nikim urządzać wyścigów. Chcę, żeby to dzieło bez pośpiechu sobie dojrzało.
"Afrykański rytm" zbierać będzie materiał z wypraw afrykańskich. Opiszę dwa zupełnie odmienne kraje, dwa jakże różne światy, czyli Mauretanię, którą odwiedziłem w roku 2010 i Ruandę, poznaną w roku 2011. Pierwszy kraj o profilu arabskim, wielki i pustynny, walczący z lokalną odmianą Al-Kaidy, mało przyjazny, drogi, zaniedbany, trudny do przemieszczania się i przede wszystkim irytujący swoimi wszędobylskimi muchami... Zaś Ruanda to mały kraj chrześcijański, bardzo zielony, górzysty, witający podróżnika z otwartymi ramionami, pełen kolorów, dynamicznie rozwijający się i, co ważne, już po bratobójczej wojnie. Będzie też w tej książce miejsce najprawdopodobniej i dla Omanu (który z Afryką łączy się ściśle poprzez Zanzibar), i na pewno dla moich dwóch bardzo płodnych wypraw do nieturystycznych zakątków Tanzanii (2015 i 2016).
Niemniej jak zwykle to nie beznamiętne politologiczne czy przewodnikowe spojrzenie z lotu ptaka będzie tu najważniejsze. Znowu bowiem w swoim stylu konfrontuję się i pochylam się głównie nad napotkanymi ludźmi i ich codziennością. W tym, co dla wielu jest szare, staram się odgadnąć uniwersalne prawa. Dostrzegam poezję, ale nie uciekam w żadnym razie od brutalnych prawd. Ironizuję, ale potrafię też wzruszyć się do łez.
"Afrykański rytm" zbierać będzie materiał z wypraw afrykańskich. Opiszę dwa zupełnie odmienne kraje, dwa jakże różne światy, czyli Mauretanię, którą odwiedziłem w roku 2010 i Ruandę, poznaną w roku 2011. Pierwszy kraj o profilu arabskim, wielki i pustynny, walczący z lokalną odmianą Al-Kaidy, mało przyjazny, drogi, zaniedbany, trudny do przemieszczania się i przede wszystkim irytujący swoimi wszędobylskimi muchami... Zaś Ruanda to mały kraj chrześcijański, bardzo zielony, górzysty, witający podróżnika z otwartymi ramionami, pełen kolorów, dynamicznie rozwijający się i, co ważne, już po bratobójczej wojnie. Będzie też w tej książce miejsce najprawdopodobniej i dla Omanu (który z Afryką łączy się ściśle poprzez Zanzibar), i na pewno dla moich dwóch bardzo płodnych wypraw do nieturystycznych zakątków Tanzanii (2015 i 2016).
Niemniej jak zwykle to nie beznamiętne politologiczne czy przewodnikowe spojrzenie z lotu ptaka będzie tu najważniejsze. Znowu bowiem w swoim stylu konfrontuję się i pochylam się głównie nad napotkanymi ludźmi i ich codziennością. W tym, co dla wielu jest szare, staram się odgadnąć uniwersalne prawa. Dostrzegam poezję, ale nie uciekam w żadnym razie od brutalnych prawd. Ironizuję, ale potrafię też wzruszyć się do łez.
"Mohamed opowiada jak jego kolega na lotnisku w Atarze, które w sezonie ma połączenia z Paryżem, sprzedał pewnej starszej Francuzce beduiński szal za 200 euro. Gdy ta potem dokupić chciała w miasteczku obok dwa inne dla znajomych i gdy usłyszała, że cena to tylko 2 euro za sztukę, to mimo swej pierwotnej naiwności, teraz się zawzięła. Znalazła pierwszego sprzedawcę, czyli kolegę Mohameda, oskarżyła i w efekcie policja zamknęła go na tydzień w areszcie. Słusznie. Ale myślę, że na drugi tydzień ją samą za taką łatwowierność powinni byli zamknąć" (fragment relacji mauretańskiej).
"Rano Claudine tłumaczy mi i rysuje, jak trafić do tego ośrodka rzemieślniczego. Zaczyna ze złej strony, nie przewidziała, że braknie jej kartki, gdy wyrysuje dwa skrzyżowania. Przy odwróceniu dopytuje się naiwnie, czy to jest teraz lewo czy prawo. Zakreśla dokładnie te drogi, którymi nie mam iść - stawia na nich specjalne krzyżyki. Maluje budynki. Wpisuje nazwy. Trwa to już 15 minut. Ale niech rysuje. Ma tyle wdzięku. Szczególnie ta sukienka zawiązana na szyi... Wyszedłem z nadzieją, że trafię łatwo. Ale się jednak pogubiłem... Ośrodka nie znajduję. Nawet policjanci po drodze nie potrafią pomóc. Za bardzo na tej szyi się skoncentrowałem..." (fragment relacji ruandyjskiej).
Tak jak i pierwszym razem, tak i teraz zamierzam wydać książkę własnymi siłami finansowymi (bez udziału wydawnictw i pośredników) - szukam więc sponsorów, którzy byliby w stanie wesprzeć to przedsięwzięcie.
Tak jak i pierwszym razem, tak i teraz zamierzam wydać książkę własnymi siłami finansowymi (bez udziału wydawnictw i pośredników) - szukam więc sponsorów, którzy byliby w stanie wesprzeć to przedsięwzięcie.