fotograf, podróżnik, pisarz, filozof, społecznik, artysta, politolog, animator kulturalny... czyli jak to mówią: człowiek renesansu


* IRAN 2016

No to było całkiem fajnych 17 listopadowych dni bez facebooka (w Iranie jest zasadniczo blokowany) i prawie bez internetu. O wrażeniach można by długo... że przyjaźni, spokojni mieszkańcy (choć generalnie ni w ząb z angielskim sobie nie radzący i rozmówki farsi obowiązkowo trzeba mieć w plecaku); że dobre wege jedzenie (z ashe reshte i kashk bademjun na czele); że świetnie nadające się na rybie oko kopułowate wnętrza i bezbłędne perskie ornamenty (czy to w "emocjonalnych" szyickich meczetach czy to tradycyjnych domach w Kashan); że poruszające swoją nagością i łagodnością góry (np. te w okolicach Firuzkuh); że wyzwolone urodziwe teheranki (na potęgę się przy tym w licznych parkach wzajemnie fotografujące); ponadto że w miastach dotkliwie męczące spaliny starych, najczęściej francuskich aut (choć równocześnie tani i luksusowy transport dalekobieżny) oraz że niestety także przy okazji dużo brudu i takiej bliskowschodniej szarzyzny z bylejakością; ale też że na niektóre dywany to nie można się i godzinami napatrzeć; że to stąd pochodzą moje ulubione daktyle (a sezon był też na soczyste kaki); że niewiarygodnie bezpiecznie.... i że że że....... nie da się ukryć, że moją miłością i tak pozostaje dużo bardziej naturalna, energetyczna, kolorowa, pulsująca Afryka środkowa, niemniej do Iranu pewnie jeszcze kiedyś wrócę, tym bardziej że średniej jakości linie ukraińskie pozwalają tam nieraz za ok 600 zł polecieć :) I może dopiero po mojej drugiej wizycie w tym miłym zakątku globu, zdecyduję się przygotować jakiś materiał multimedialny stamtąd.